Był weekend. Polska Złota Jesień. I Marek powiedział, że jedziemy do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
To pojechaliśmy.
Wielkopolski Park Narodowy położony jest nad Wartą, na południe od Poznania, w trójkącie miast Luboń-Stęszew-Mosina. Dokładną mapę można znaleźć choćby TUTAJ.
Z Poznania można dojechać na przykład jadąc w kierunku Komornik i tuż za miejscowością skręcić na światłach w lewo, w kierunku Szreniawy.
Przez teren Parku prowadzi betonowa droga zwana Greiserówką. Nazwa drogi pochodzi od nazwiska Arthura Greisera, który w latach 1939–1945 był namiestnikiem III Rzeszy w Kraju Warty. Została wybudowana w czasie II Wojny Światowej, by umożliwić dojazd do Jezior, gdzie wybudowano rezydencję dla Greisera.
Uwaga: jest wąsko, na prawie całej długości droga jest jednopasmowa z mijankami.
Nasz spacer zaczęliśmy z jednego z wyznaczonych parkingów, mieszczących się na terenie Parku. Tym razem wybraliśmy pierwszy w kolejności, znajdujący po prawej stronie drogi, na samym wjeździe do lasu. Zanim ruszycie dalej, dobrze przypnijcie psa. Z dwóch powodów. Pierwszy: na teren WPNu psy można wprowadzać jedynie na uwięzi, drugi: są tu dzikie zwierzęta – Wasz pies w najlepszym razie je spłoszy, w najgorszym zgubi się w lesie po nieudanej pogoni, lub (oby nie) pogoń będzie udana…
Po wypakowaniu się z auta udaliśmy się w dalej w prawo, szeroką drogą, którą wiedzie żółta trasa rowerowa. Sporadycznie jeżdżą tu także auta, więc szybko z niej zeszliśmy. W tej części Parku można trafić na drogowskazy wyznaczające przebieg tras dla sportowców. Postanowiliśmy dać się zainspirować i skierowaliśmy się w lewo od drogi, w kierunku Dużej Pętli.
Pokonaliśmy niewielkie wzniesienie i dotarliśmy do Terenowej Stacji Edukacyjnej, mieszczącej się w neogotyckiej wieży Bierbaumów. Pierwotne przeznaczenie wieży nie jest znane (według przekazów ustnych, wybudował ją Leonard Bierbaum po tragicznej śmierci swojej córki, którą miał pochować w podziemnej kaplicy), dziś jednak w związku z jej wysokością (ma ponad 20 metrów) służy za punkt widokowy.
Tutaj zeszliśmy z wyznaczonej trasy i poszliśmy, gdzie nogi niosły. Takie zapoznanie z Parkiem, w którym jest masa rzeczy do obejrzenia. Są jeziora, ruiny zamków. Wiele przydatnych informacji m.in. o szlakach znajdziecie na stronie internetowej Parku.
My tym razem nurkowaliśmy w liściach. Jedliśmy kanapki i piliśmy herbatę z termosu. Był seter irlandzki, który chciał się bawić. Widzieliśmy sarnę i zająca. Tak niezobowiązująco zupełnie.
Poważny trip będzie następnym razem.
Jeśli podobał Ci się ten wpis i chcesz wesprzeć nasze podróże: