Chodzenie na smyczy to rzecz trudna. Bo tyle wszystkiego ciekawego dookoła. Bo tyle zakamarków trzeba sprawdzić. Bo tylu ludzi trzeba obwąchać. Bo moja pani się tak wlecze…
Żadna to prawda objawiona.
Każdy właściciel chciałby, żeby jego pies chodził na luźnej smyczy, a wtedy kiedy trzeba trzymał się przy nodze. Problem jednak w tym, że psy nie potrafią tego same z siebie i trzeba je tego nauczyć.
Wielu właścicieli w tym celu korzysta ze wspomagających ten proces akcesoriów. Obroży zaciskowych, półzaciskowych, kolczatek, a nawet obroży elektrycznych. Do wyboru mamy też zakładane na psi pysk kantarki i specjalne szelki, które ograniczają psu możliwość ciągnięcia. Takimi szelkami są właśnie Easy Walk.
Wybraliśmy je z kilku powodów. Po pierwsze, Mila, gdy do nas trafiła dość mocno ciągnęła, potrafiła bardzo gwałtownie wyrwać do przodu jeśli coś ją zainteresowało. Chodzenie na obroży mogło być najzwyczajniej w świecie groźne dla jej zdrowia. Po drugie, bardzo zachęcił mnie jeden z odcinków programu Victorii Stilwell, w którym zaproponowała zastosowanie takich szelek i po trzecie – kilka miesięcy wcześniej moja siostra wyposażyła w nie swoją Ochrę i miałam okazję na własne oczy zobaczyć, jak to cudo wygląda w praktyce. W przypadku Ochry ten model sprawdza się podczas reaktywnych zachowań. Umożliwia lepszą kontrolę podczas „wyskoków” do innego psa lub w stronę każdego innego bodźca, który nagle zajął psią uwagę.
Często szyte są na miarę, powinny być idealnie dopasowane. W przeciwnym razie mogą gorzej działać, albo przyczynić się do kontuzji. Pierwszymi naszymi szelkami tego typu był egzemplarz od firmy PetSafe (45 zł), niestety po odpakowaniu okazało się, że mimo teoretycznie prawidłowego rozmiaru nie mogliśmy ich dobrze dopasować, w związku z czym ostatecznie wybór padł na customowe szele od Dog Style. Ich produkty można nabyć m.in. za pośrednictwem portalu Allegro. W naszym przypadku koszt szelek wyniósł 38 zł.
Konstrukcja szelek składa się z pasa na grzbiecie i na klatce piersiowej oraz prostopadle do nich umiejscowionego pasa na piersi psa, w którym mamy element zaciskowy, a także zaczep do smyczy. Zapięcie z przodu sprawia, że gdy pies zaczyna ciągnąć, jednocześnie zaczyna się odwracać w stronę człowieka trzymającego smycz. Pozwalają przyhamować psa, łatwiej jest kontrolować wszystkie niepotrzebne nagle pociągnięcia. Dokładnie można zobaczyć to na filmiku.
Szelki od Dog Style są starannie wykonane. Nic nie odstaje, nie uwiera. Dzięki zastosowaniu pojedynczej taśmy są lekkie. Są mocne – nic nam się nie urwało, mimo że na początku Mila dość aktywnie dawała nam do zrozumienia, że jest to najmniej lubiana przez nią uprząż. Zabrudzone praliśmy w pralce (krótki program do ubrań sportowych, 30 stopni i odpowiedni, delikatny płyn do prania). Po pewnym czasie przy kółkach pojawiły się widoczne na zdjęciu przetarcia, co niestety nie świadczy zbyt dobrze o wytrzymałości taśmy, z których zostały zrobione. Nie jest to jednak z mojego punktu widzenia aż tak istotne, bo tego rodzaju szelki nie są i nie powinny być szelkami do ciągłego używania przez lata. To są szelki do nauki.
My korzystaliśmy z nich przez około trzy miesiące, zazwyczaj podczas jednego/dwóch z czterech spacerów w ciągu dnia. Były to spacery „treningowe”, na których jednym z zadań była właśnie praca nad ładnym chodzeniem. Na spacery w lesie na lince, do biegania z panem, Mila korzystała z innego sprzętu. Nie zakładaliśmy ich także na psi wybieg (tu pies miał obrożę, najwygodniej), ani, co moim zdaniem warto podkreślić, na szkolenie z podstawowego posłuszeństwa (tutaj też obroża, na wyraźne polecenie instruktora).
Szelki są pomocą, trzeba pamiętać jednak, że nie załatwią niczego za nas. Konieczna jest praca z psem. Ja w czasie naszych pierwszych prób zapewne byłam podejrzewana przez sąsiadów o poważne schorzenia, w związku z dzikimi sztukami i przedziwnymi dźwiękami, które wydawałam z siebie, żeby zwrócić uwagę Mili na tyle, żeby raczyła ciut zwolnić lub na mnie spojrzeć. Czasem w czasie pół godziny spaceru udawało nam się przejść 200 metrów, bo zatrzymywałyśmy się, zmieniałyśmy kierunek. Zwłaszcza na początku duże zasługi miały tu szelki. Zawsze miałam przy sobie coś pysznego, żeby zawsze być gotową do nagradzania jej prawidłowego zachowania – nawet jeśli wydarzyło się raz, nawet jeśli na początku trwało sekundę. Z czasem było coraz lepiej. Na pewnym etapie używaliśmy ich tylko w wyjątkowo trudnych dla psa miejscach (na przykład w czasie wyprawy na Stary Rynek). Teraz Mila w ogóle z nich nie korzysta. Chodzi na obroży albo w innych szelkach, w zależności od okazji i potrzeb. Nadal nosze przy sobie jedzenie, żeby zawsze móc docenić jej dobre zachowanie i kontakt ze mną. Jej samokontrola i skupienie na przewodniku są coraz lepsze, ale nadal wymagają ćwiczenia.
Jeszcze jedna ważna sprawa. Rozważając zakup tego typu szelek warto zastanowić się także nad tym, jakiej smyczy będziemy używać do kompletu. Dobrze, gdyby nie była ona za krótka i miała lekki karabińczyk. Dlaczego? Generalnie łatwiej jest uczyć psa chodzenia na luźnej smyczy, gdy jest ona dłuższa. Wtedy ludzka część teamu na więcej czasu na reakcję – na napięcie smyczy 3-metrowej potrzeba dłuższego dystansu niż takiej o długości metra. Gdyby ktoś niesiony falą geniuszu postanowił użyć w zestawie z takimi szelkami smyczy flexi – odradzam. Chyba, że planuje w dość niekonwencjonalny sposób nauczyć psa chodzenia tyłem. My w zestawie z szelkami Easy Walk nabyliśmy u tego samego producenta smycz przepinaną o długości 3,3 metra. Sprawdziła się bardzo dobrze. Nadal się sprawdza. Jest to moja ulubiona „miejska” smycz spacerowa.
W sumie z całej tej nauki została mi refleksja, że mój pies tym lepiej ze mną chodzi, im bardziej ja się staram. Warto jednak sobie czasem pomóc i tego typu szelki to humanitarne rozwiązanie warte przemyślenia.
Chodzenie na smyczy to paradoksalnie dość złożony temat.
Tu znajdziecie informacje o tym jak prawidłowo wybrać uprząż, a tutaj listę tych ułatwiających stawianie pierwszych wspólnych kroków
Tutaj jest o tym jak wybrać smycz.
Niektórzy są sceptycznie nastawieni do szelek w ogóle i wyrażają pogląd, że pies powinien chodzić wyłącznie na obroży. Warto wziąć pod uwagę, że czasem się jednak przydają, o tym tu.
Raczej 😉 chcemy oduczyć psa ciągnięcia i zakładamy mu smycz, którą trzeba pociągnąć, żeby pójść? No chyba nie !
😉
Próbowałem różnych smyczy do tych szelek – flexi sprawdziła się idealnie, bo nie plącze się między nogami mojego psa i jest mu po prostu najwygodniej. Dodatkowo można ją przecież zblokować na dowolnej długości, żeby uczyć luzu. Ważne żeby nie stosować za mocnej flexi. Tzn jeśli będziemy chodzić z Yorkiem na smyczy dla gigantów, to sam naciąg automatu go odwróci. Ze swojej strony polecem to genialne rozwiązanie.
Może i tak, przy czym post dotyczy szelek i nauki chodzenia na smyczy – w mojej opinii flexi nie współpracuje z szelkami typu easy-walk i zdecydowanie nie nadaje się do nauki chodzenia na luźnej smyczy.
Pozdrawiam 🙂